Szukaj na tym blogu

środa, 8 lutego 2012

"Listy do M" reż. Mitja Okorn

    Miałam dzisiaj okazję po raz pierwszy zobaczyć film rozreklamowany przez jedną z bardziej znanych polskich stacji telewizyjnych. Chodzi tu oczywiście o "Listy do M" w reżyserii Mitja Okorna. Co prawda reżyser z pochodzenia jest Słowakiem, aczkolwiek ten gatunek filmowy określa się mianem polskiej komedii romantycznej. No właśnie, słowo "polska komedia romantyczna" – nie zachęca do oglądania, gdyż przez ostatnie lata polskie komedie nie zaskakują nas barwną historią, wartką akcją, a przede wszystkim dobrym humorem. Jednakże podejmując decyzję o obejrzeniu tej komedii nie ustosunkowałam się do tych często nazbyt surowych opinii o polskich produkcjach. Brak uprzedzeń, stereotypów i pesymizmu towarzyszyły mi, gdy na ekranie pojawił się obraz z wyświetlanego wówczas filmu "Listy do M".
    Film na dobrą sprawę jest możliwy do obejrzenia. Nie będę roztkliwiać się nad obsadą, gdyż gra aktorska – grze aktorskiej nierówna. Jedyne co było dla mnie uderzające i skomentowane pejoratywną wypowiedzią to ujrzenie w roli Szczepana Lisieckiego-Piotra Adamczyka. Naprawdę nie ma polskiego filmu z dozą humoru bez tego aktora. Każdemu widzowi może skończyć się cierpliwość.
    Scenariusz bardzo prosty bazujący na pięknej historii o miłości, gdzie w wigilię - magiczną noc - strzała amora uderzy każdego. Ta jedyna noc w roku kiedy grzesznik się nawraca, serce z kamienia zamienia się w cukierkową galaretę, a wrogowie się jednają. Piękna historia, szalone perypetie bohaterów i końcowy "happy end". Jednakże na tych zaletach poprzestaniemy.
    Nie jestem może zwolenniczką pięknych love story, jednakże widziałam mnóstwo ciekawszych i lepiej nakręconych romantycznych opowiastek. Piękne, wspaniale wystrojone, kojarzące się Polakom ze świętami-galerie handlowe, w których utopia szczęścia formowane są w postaci wystaw sklepowych i świecidełek bożonarodzeniowych  stanowiły główną scenerię filmu. Poza tym życie w biegu wszystkich zapracowanych obywateli RP, ich podejście do spraw tradycji, wiary i samego życia według mnie stanowią wierną kopię stylu promowanego przez kino hollywoodzkie. Do tego zmierzam.
    Komedia ta jest zaiście sklonowaną, typową amerykańską opowiastką miłosną w świątecznej scenerii. Moim zdaniem ten film wykazuje brak kreatywności, niezależności twórczej i inwencji ze strony reżysera (i pozostałych wykonawców), gdzie poza niezbyt zabawnymi dialogami, hollywoodzką ułudą szczęścia w dobie konsumpcjonizmu, nie pozostaje już nic. Mnie osobiście ten film rozczarował, bardziej od innych polskich komedii, gdyż dotychczasowe produkcje, chociaż uplasowały się na niskiej pozycji i przepełnione były ponurą rzeczywistością i mało zabawnymi dialogami, to posiadały swój własny styl. A tego, że polska kinematografia zaczyna inspirować się i czerpać wzorce z mało wartościowego, komercyjnego kina hollywoodzkiego, wybaczyć się nie da.